sobota, 22 marca 2014

The best is yet to come

 

Chicago. Późne lata pięćdziesiąte. Niczym niewyróżniający się bar na rogu ulicy. Zadymione wnętrze. Przy stolikach siedzą mężczyźni wraz ze swoimi wybrankami serca. Popijając whisky z lodem i zaciągając się papierosem wsłuchują się w muzykę dobiegającą ze sceny. A na scenie On. Ubrany w idealnie skrojony garnitur, zawadiacko przekrzywiony kapelusz i hollywoodzki uśmiech. On, czyli Frank Sinatra. Piosenkarz, aktor, idol milionów ludzi, artysta przez duże A. 


Jest koniec marca. Dokładnie, co do minuty, w czwartek przyszła do nas wiosna. Przyniosła ze sobą dużo słońca i czystego nieba oraz to, co nieodłącznie się z nią wiąże - długie wieczory i coraz krótsze ciepłe noce idealne na słuchanie muzyki. I tu z pomocą przychodzi Frank. Uwierzcie, nie ma nic lepszego niż świeże powietrze wpadające przez uchylone okno, kubek ciepłej herbaty w ręku i "I've Got You Under My Skin" w głośnikach. Zestaw perfekcyjny. 


Lubię lata pięćdziesiąte i sześćdziesiąte w USA. Czasy Elvisa, brylującej na wielkim ekranie Marilyn Monroe, Jamesa Deana i oczywiście mojego ukochanego Sinatry. Jestem trochę jak ten facet z "O północy w Paryżu" Allena, który za swój ulubiony okres uważa lata dwudzieste w Paryżu. Czyli innymi słowy – old fashioned. I całkiem dobrze się z tym czuję. Jako, że ludzkości jak dotąd nie udało się wynaleźć maszyny do podróży w czasie rodem z "Powrotu do przyszłości" wykorzystuję do tego celu zasoby kultury. Książki, muzykę i oczywiście niezliczoną ilość filmów. Jednocześnie cieszę się, że żyjemy w czasach, w których to wszystko jest możliwe. Jedno kliknięcie w Spotify przenosi mnie do wspomnianego baru ze śpiewającym Frankiem na scenie. Coś wspaniałego :)

Teraz pytanie skierowane do Was - do jakich lat lub miejsc najchętniej się przenosicie i co Wam w tym pomaga? 



Życzę udanej soboty :)
Łukasz
 
© 2012. Design by Main-Blogger - Blogger Template and Blogging Stuff